niebezpieczne zakręty - odcinek pierwszy


Język polski i portugalski dla obcokrajowców brzmią jednakowo. Jakies szy-szy-szy jedno na drugim, bez ładu i składu. Do tego dochodzą nosówki ą, ão/ ę, em i już im wszystko jedno... jakiś chiński - by się po polsku powiedziało. Coś w tym jest. Szeleścimy jak Portugalczycy. Koniec kropka. Jednak między naszym szelestem, a ich szelestem, są pewne różnice: nie dogadujemy się szeleszcząc. A jeśli już coś zrozumiemy to zwykle nie należy ufać intuicji lingwistycznej. Jadąc samochodem widzimy znak "curva perigosa". Dobra, kurwa - to wiemy, co znaczy... teraz perigosa... szybko, szukamy w słowniku - niebezpieczna. OK. już wszystko jasne. Zawracamy przed zakrętem. Po co się narażać? 
A narażamy się notorycznie. Niewinnie. Uczę kolegów w pracy jakiś słówek po polsku. Sami się o to proszą. Dzień dobry, cześć ... opanowali. Tylko dlaczego śmieją się, jak na ich niezgrabne dziękuję odpowiem proszę? P przekształcą w "b" i wyjchodzi brosze. A "broche" to tak jak po polsku powiedzieć "lodzik?" (pełna wersja z czasownikiem robić...). No i jak tu nie być wulgarnym... ale stało się! Więc jeśli już, to do końca. Potrugalczyk, który nazywa się Rui, miałby w Polsce marne życie. R zamieniamy na H (bo tak je wymawiają tubylcy)...  i masz tu babo placek! Apel do wszystkich chłopaków o tym imieniu wybierających się do Polski (i Rosji)! Zmieńcie dane osobowe! Użyjcie drugiego imienia przedstawiając się. W Portugalii jest zwyczaj noszenia 2 imion. Moja koleżanka Rosjanka, mieszkająca w Lizbonie, wyznała mi ostatnio, że najgorszym ciosem byłoby nazwanie syna - zgodnie z tradycją wyboru 2 imion - Rui Sergej. SER to BYĆ po portugalsku.... Brniemy dalej? w następnym odcinku...

0 komentarze: